Grupa terapeutyczna jest grupą równych sobie osób. (…) Wszelkie role, pozycje i zajęcia posiadane w zewnętrznym świecie muszą być tymczasowo odłożone na bok, na rzecz złożonego, wymagającego i pochłaniającego zadania poznawania się nawzajem. Efektem są coraz głębsze rozmowy o tym, co dzieje się we własnym wnętrzu, zarówno w odniesieniu do zdarzeń zewnętrznych wobec grupy, jak i mających miejsce wewnątrz niej. Wymaga to również słuchania innych mówiących o podobnych sprawach i angażowania się w to, co mówią. To nie jest zadanie ani łatwe ani możliwe szybko do osiągnięcia, a pod drodze zawsze zdarzają się komplikacje i niepowodzenia. Często są one manifestacją atakujących, zazdrosnych, destrukcyjnych elementów każdego z uczestników grupy. To właśnie po części to czyni terapię grupową tak pouczającą: poprzez obserwację innych, i poprzez głęboko odczuwane zaangażowanie w sprawy innych, istnieje możliwość dostrzeżenia w sobie tego co atakuje, psuje lub unicestwia własne plany i ambicje. (…)
Ludzie, mimo iż posiadają odruchy wspaniałomyślności i miłości do innych, są również zdolni do okrucieństwa, nienawiści, zazdrości i destrukcji. Co ważniejsze, te silnie negatywne popędy odczuwane są nie tylko względem nieznajomych, ale też wobec tych samych osób, które kochamy i cenimy. Ludzka ambiwalencja, choć przyczynia się do tego, co ciekawe i złożone, jest również problemem. Jest tym, czym jesteśmy. Jak jednostka ma radzić sobie ze swoją ambiwalencją wobec kochanych lub potrzebnych obiektów, w taki sposób by relacje były ogólnie stabilne w granicach rozsądku i konstruktywne, a nie niepewne i krzywdzące? I jak będą podejmowane, z chwili na chwilę, zarówno wewnętrznie jak zewnętrznie, mikro-decyzje, które wpływają na relacje z tymi obiektami, tak aby sprawy posuwały się do przodu a nie pogarszały? (…)
Chcąc dowiedzieć się, co powoduje, że grupa działa, musimy zbadać, co takiego dzieje się w grupie, co pozwala niektórym ludziom, czasami po raz pierwszy w życiu, docenić istnienie innych; i to tak, że mogą wziąć udział, a nawet tworzyć doświadczenie, w którym wyrażają się te „łączące i altruistyczne” popędy? Odpowiedź oparta jest na pewnych założeniach na temat ludzkiej natury. Zakłada, że ludzie są istotami fundamentalnie społecznymi: że od samego początku mamy potrzebę odnosić się do naszych obiektów, i że te relacje są kluczowe dla rozwoju umysłu i ciała – w rzeczy samej, dla życia jako takiego. Poza tym, zakłada, że, w większości przypadków ludzie aktywnie przedkładają dobre relacje nad relacje wrogie i negatywne – chociaż wszyscy zawsze są zdolni do obu typów. Dla wielu osób, być w dobrych relacjach ze swoimi obiektami stanowi warunek sine qua non zadowolenia, a nawet szczęścia: choć oczywiście nie jest to wszystko, na co ludzie liczą i do czego dążą. (…)
Często pacjent przynosi ze sobą zdefiniowany problem ze swojego systemów pochodzenia – nieszczęśliwe małżeństwo, chroniczny lęk, trudności w pracy. Ten problem w pewnym stopniu działa jak bilet wstępu, prawo do miejsca w grupie. Często opowieść o „problemie” stanowi część rytuałów inicjacji. Zazwyczaj, grupa sygnalizuje swoją akceptację nowego członka oferując trochę rad, porównań, kontrastów z własnymi indywidualnymi trudnościami, jak również (choć jest to bardziej złożone) sympatii. (…)